Published on December 4, 2018

Barbórka bez węgla

Żeby uratować klimat, trzeba przestać spalać węgiel. Ale czy trzeba przy tym odbierać szacunek ludziom, którzy go przez dziesięciolecia wydobywali, i wymazywać ich tożsamość?

Żeby uratować klimat, trzeba przestać spalać węgiel. Ale czy trzeba przy tym odbierać szacunek ludziom, którzy go przez dziesięciolecia wydobywali?

Konferencja klimatyczna COP24 w Katowicach rozpoczęła się wczoraj przyjęciem ministerialnej deklaracji o solidarności i sprawiedliwej transformacji, w myśl której odchodzenie od węgla nie powinno oznaczać zrzucania kosztów przekształceń na barki górników i społeczności zależnych gospodarczo od górnictwa. Padło tam wiele słów i obietnic, ale prawdziwym testem lojalności polityków wobec górników jest to, co dzieje się w chwili zamykania kopalni.

Kopalnia Makoszowy została zamknięta w 2016 r. przez rząd Beaty Szydło, który nie czuł się związany ani własnymi obietnicami, ani tymi złożonymi przez Ewę Kopacz. Stało się tak, mimo że załoga opracowała i zdążyła częściowo wdrożyć plan naprawczy, kopalnia w chwili zamknięcia miała widoki na działanie bez straty, a w jej pokładach jest nadal dużo dobrej jakości węgla.

Związkowcy z KWK Makoszowy nadal nie rozumieją, dlaczego ich nie słuchano, dlaczego nie potraktowano jak ludzi, dlaczego likwidację kopalni przeprowadzono nagle, bez ostrzeżenia i brutalnie, i dlaczego nikt nie wyciągnął do nich ręki, gdy poszukiwali możliwości przekształcenia kopalni w coś innego, np. elektrownię szczytowo-pompową.

Dziś górnicy dołowi z KWK Makoszowy pracują w innych kopalniach, pracownicy naziemni, w tym bardzo wiele kobiet, zostało bez pracy. Z okolicy kopalni, która kiedyś utrzymywała tu sklepy, bary i przychodnię, powoli uchodzą resztki życia.

W kopalni nadal pracuje kilkaset osób przy zabezpieczaniu szybów i wyrobisk, nadal działa stołówka serwująca rolady z modrą kapustą, choć w porze obiadu przy stołach siedzi zaledwie kilka osób, a w biurach związkowych wciąż urzęduje kilku związkowców. Znika jednak bezpowrotnie coś bardziej nieuchwytnego – żywy duch miejsca, w którym kiedyś ludzie żyli i pracowali razem, kultywując swoje zwyczaje i swój etos pracy, z którego mieli prawo byli dumni.

Andrzej Chwiluk z ZZG nie może odżałować doskonałego węgla pozostającego pod ziemią, który po zasypaniu szybów KWK Makoszowy zostanie bezpowrotnie stracony, ale jeszcze bardziej boli go zacieranie śladów górniczego życia i górniczych tradycji. Dlatego z kolegami chodzi po zabrzańskich przedszkolach i opowiada dzieciom, co znaczy górniczy uniform.

Te dzieci z pewnością nie zostaną w przyszłości górnikami, ale praktycznie każde z nich ma w rodzinie górnika, tatę, dziadka czy wujka. Chodzi o to, by rozumiały swoje korzenie, by wraz z zamknięciem kopalni nie rozpłynęło się w powietrzu coś, co definiowało tożsamość tego regionu przez ponad stulecie.

Zadanie nie jest łatwe, między innymi dlatego, że materialne dziedzictwo KWK Makoszowy mało komu wydają się wartością godną zachowania. Zabytkowe maszyny stoją zamknięte, po cechowni z ołtarzem św. Barbary hula wiatr, a izba pamięci w budynku socjalnym straszy opustoszałymi gablotami.

Ale nawet gdyby likwidatorzy KWK Makoszowy zadbali o zachowanie materialnych śladów jej ponad stuletniej historii, nie chodzi przecież o stworzenie w kopalni kolejnego muzeum górnictwa, tylko o utrzymanie w tym miejscu prawdziwego życia, co podkreśla wyraźnie związkowy kolega Andrzeja Chwiluka, Jerzy Hubka. Żywa tradycja to jednak co innego niż tradycja w muzealnej gablocie, a przynależność do społeczności, która zżyła się ze sobą od pokoleń, to co innego niż nowe miejsce pracy i przeprowadzka do obcego miasta.

W sprawiedliwej transformacji chodzi o to, by pracownikom zapewnić bezbolesne przejście do innych branż, a społecznościom na obszarach górniczych – nowy ekonomiczny fundament funkcjonowania. Żeby to osiągnąć, należy ten proces wcześnie zaplanować, przewidzieć na jego przeprowadzenie odpowiednio długi czas i zadbać o adekwatne fundusze na inwestycje, które pozwolą rozwinąć inne rodzaje działalności.

Przede wszystkim jednak chodzi o to, by osoby, których ten proces dotyczy, traktować podmiotowo. W sprawiedliwej transformacji górnicy współdecydują o kształcie i kierunku przemian, przeprowadza się ją z nimi, a nie wobec nich czy przeciw nim. Fundamentem tego procesu powinien być uczciwy dialog.

Jerzy Hubka przedstawia obrazki podarowane górnikom przez dzieci

Polskie władze, które katowicką deklarację zainicjowały, mają jednak zupełnie inne wyobrażenie o sprawiedliwej transformacji. Przede wszystkim nie ma w nim mowy o transformacji. Ku zdumieniu zgromadzonych w Spodku przedstawicieli świata prezydent Andrzej Duda ogłosił, że Polska w ogóle nie zamierza rezygnować z wydobywania i spalania węgla, bo rzekomo mamy go jeszcze na 200 lat, a dwutlenek węgla pochłoną przecież lasy. Podobne deklaracje padały też w tygodniach poprzedzających COP24. Polska postawiła sprawę jasno: transformacji rozumianej jako odejście od węgla u nas nie przewidujemy.

Trzymając się kurczowo węglowego modelu energetyki Polska kopie pod sobą dołek: przyniesie nam to wysokie ceny energii, technologiczne zapóźnienie i rosnące uzależnienie od importu, zarówno węgla, jak i energii elektrycznej. Kompromituje się też wobec całego świata, ogłaszając na konferencji klimatycznej plany, które są zupełnie sprzeczne ze stanowiskiem nauki (przypomnijmy jeszcze raz: ratunkiem dla świata są zerowe emisje netto w 2050 r.) i opierają się na fałszywych założeniach (węgla wcale nie ma na 200 lat).

Czy polski rząd robi nam to wszystko w imię dobra górników?

Tak zapewne uważa większość ludzi niezwiązanych z sektorem i karmionych medialnymi obrazami przedstawiającymi ministrów energii w otoczeniu górników w galowych mundurach. Do tego dochodzi stereotyp górników postrzeganych jako chuliganów wymuszających na rządzie wsteczne rozwiązania w imię własnego egoistycznego interesu i „sprawiedliwą transformację” polegającą na braku transformacji.

Jednak to nie górnicy są beneficjentami tej polityki. Mimo politycznego zaklinania rzeczywistości węgiel spalany w polskich elektrowniach pochodzi w coraz większej części z importu, krajowa produkcja spada systematycznie a zatrudnienie w górnictwie kurczy się. Kopalnie, które nadal fedrują, nie rozwijają się, a niektóre z nich zostają zamknięte. Oczywiście nie z troski o klimat, bo przecież lukę po nich wypełnia z nawiązką węgiel z importu.

Gdyby sprawiedliwa transformacja była dla polskich władz czymś więcej niż wizerunkowym gadżetem na katowicki COP24, sytuacja KWK Makoszowy wyglądałaby inaczej.

Pomysł przekształcenia szybów kopalni w elektrownię szczytowo-pompową (czyli magazyn energii) wart był co najmniej uczciwego studium wykonalności, zwłaszcza gdyby jednocześnie rozważyć uruchomienie elektrowni fotowoltaicznej na rozległym terenie należącym do kopalni. Pieniądze na jego realizację dałoby się znaleźć w Brukseli, gdyby komuś chciało się tam o Makoszowy upomnieć. Gdyby się udał, kopalnia działałaby nadal, wnosząc swój wkład w ochronę klimatu, lokalna społeczność trwałaby, a załoga przy dźwiękach orkiestry dętej obchodziłaby być może pierwszą postwęglową Barbórkę.

Niestety, mimo całego oficjalnego szumu wokół sprawiedliwej transformacji nic takiego się nie wydarzyło. Z okazji dzisiejszego święta pozostaje życzyć wszystkim górnikom, by Święta Barbara przyniosła im prawdziwie sprawiedliwą transformację. By cieszyli się szacunkiem, na który zasługują, i dostali szansę ocalić swoje zwyczaje, więzi społeczne, tradycje, tożsamość i etos pracy na czasy po węglu.